czwartek, 21 listopada 2019

Dwa oblicza lalek


Piękno i mrok zaklęte w porcelanowej twarzy – fascynujące i niepokojące zarazem. 
Nieme oblicza marionetek, które przypadkiem stały się świadkami spontanicznych, polsko-japońskich rozważań o uniwersalności kanonów estetycznych oraz specyfice urody. Intrygujące... Choć zdarzało się też, iż budzące grozę. 

Wrażenia z wystawy “Mroczne oblicze lalki” w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha w Krakowie. 



         Interpretacja sztuki japońskiej przez artystów europejskich bywa ciekawa, niekiedy zaskakująca. Czasami nawet dla samych mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Przekonał mnie o tym pewien Japończyk, który akurat mnie wybrał na osobę, z którą nawiąże dyskusję w tej kwestii. Dlaczego spośród wszystkich odwiedzających wówczas Muzeum Manggha wybrał akurat mnie, nie mam pojęcia, tym bardziej, że nie określiłabym siebie jako wzbudzającej z miejsca zaufanie. On jednak najwidoczniej uznał inaczej. „Mroczne oblicze lalki”, którą to ekspozycję miałam okazję zwiedzić, co prawda na ostatnią chwilę, ale ważne, że w ogóle, zafascynowało mnie. Jego bardziej zaintrygowało. Dlaczego japońskie lalki mają białe twarze? I miał na myśli nie tylko kolor, lecz również pewne charakterystyczne, typowo Zachodnie rysy twarzy.
Jeżeli ktoś również poszukiwałby odpowiedzi na to pytanie, warto zwrócić uwagę na kilka kwestii.



    Po pierwsze, artysta nie jest Japończykiem jak i odbiorcy sztuki nimi nie są. Efekt wizualny mógł więc zostać postawiony przed zgodnością z realiami.
    Można to rozpatrywać również w kontekście pewnych uniwersalnych dla całego wysokorozwiniętego świata kanonów piękna, obejmującego chociażby duże oczy. Tego typu cechy uważane są za atrakcyjne wszędzie, nawet w Kraju Wschodzącego Słońca, gdzie jednak zdarzają się statystyczne rzadziej niż w Europie. A lalki bez wątpienia były piękne. Nawet, jeśli niektóre oczu nie miały.
    Istotne jest także, iż w kulturze europejskiej istnieje tradycja lalek o porcelanowych, a więc białych twarzach, co automatycznie wymusza określony typ fizjonomii, by poprzez łamanie zasady dekorum nie tworzyć niepotrzebnego dysonansu.
    Warto zwrócić również uwagę, że lalki miały malowane makijaże. To też jest ważne o tyle, że białe tło pozwala na lepsze oddanie i odbiór kolorów. Zieleń na burgundzie nie będzie tak wyraźna, jak na bieli, a ponadto biel jest barwą, z którą wszystkie pozostałe dobrze się komponują, co nie o wszystkich zestawieniach kolorystycznych powiedzieć można.



    Zostaje jeszcze japońska popkultura. Większość osób widziała współczesne produkcje japońskie czy to animacje, czy gry. Wiele można o nich w różnych aspektach powiedzieć, jednak niemal wszystkie kreowane w nich przez japońskich artystów, postacie mają zdecydowanie nieazjatyckie twarze, mimo iż odbiorcami tych dzieł są w miażdżącej części Azjaci.
         Nie wiem czy wziąwszy pod uwagę wszystkie te czynniki można mieć większe zastrzeżenia, co do typu fizjonomii lalek. Ja ich w każdym razie nie mam. A i mój japoński rozmówca przyznał rację, choć nie wiem czy był usatysfakcjonowany moim tłumaczeniem czy zrobił to z grzeczności.
W każdym razie, ekspozycja mnie zachwyciła. 



Przestrzeń wystawowa nie była wprawdzie duża, ale wnętrza dobrze rozplanowane. Dwie sale wystawowe, biała z wielkoformatowymi fotografiami w antyramach, na które się wiecznie żalę, z małym aneksem mieszczącym trzy marionetki utrzymane również w tej kolorystyce oraz czarna, przedzielona tejże barwy zasłonami, z lalkami zestawionymi niekiedy w ze sobą w stylizacje na kształt grup rzeźbiarskich.



Zimne, niepokojące piękno twarzy. Dopracowane w każdym szczególe szaty i makijaże. Stroje wytworne, adekwatne, szyte na zamówienie. Pozy wystudiowane, subtelnie majestatyczne, statyczne. Kontrast świata zewnętrznego z wewnętrznym budzący zastanowienie i emocje, szczególnie te mało znane, na które szkoda czasu, by kontemplować je na co dzień. Silne oddziaływanie detalem i barwą.



         Oczywiście nie zabrakło i znaczących utrudnień w odbiorze, jak nietrudno się domyślić, ze strony zwiedzających. Naprawdę popieram równy dostęp do dóbr, ale niektórym wręczyłabym uroczyście wilcze bilety do instytucji kultury. Pracownicy muzeum informują, że wystawa jest przeznaczona dla osób powyżej szesnastego roku życia i każdy, kto ją widział wie, że ma to uzasadnienie. Niestety, istnieją ludzie, dla których gwałt na logice i kulturze to działanie powszechniejsze niż myślenie.
Tego typu gwałt wygląda mniej więcej tak:  Oh, wystawa jest o lalkach! Pójdźmy z dziećmi. Dostajemy wiadomość, że to ekspozycja dla odbiorców dorosłych, ale to nic. Przecież nasze dzieci są już duże (na moje oko, około cztery do siedmiu lat), na pewno im się spodoba! 
Zgadnijcie czy się spodobało.



Trafiłam akurat na tak niefortunny moment, że przez czas mojego oglądania wystawy, przez sale muzealne przeszły cztery rodziny z dziećmi. Żadna nie była dłużej niż dziesięć minut i wszystkie ich wizyty wyglądały łudząco podobnie. Nagle rozlegał się wrzask dzieci, które wyglądały na przerażone: „Mamo, ta lalka nie ma oczu, ble…!”, „Tato, ta lalka jest martwa! Ona wisi za szyję! Ja nie chcę tu być!”.  Do tego zasłanianie oczu, piski, krzyki i cała reszta.
         Jeżeli komuś muzeum kojarzy się z atmosferą cichej kontemplacji, zawiódł by się strasznie. I nie wiem, co jest bardziej przerażające – mroczne oblicza lalek czy tak słaba znajomość własnych najbliższych.



Więcej zdjęć z ekspozycji na ig: blady.ksiezyc.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz